Stała śpiewka w dowolnej branży – jak zabezpieczyć brak płatności przez kontrahenta w umowie? Bo póki co zapłacił za zamówienia za kilkadziesiąt tysięcy, ale współpraca kroi się na setki albo i miliony. Dobrowolne poddanie się egzekucji w akcie notarialnym, a może zastaw, lub wręcz hipoteka, czy prostszy i szybszy weksel? A może odkurzmy jeszcze bardziej intuicyjną (w teorii) instytucję – poręczenie?
Coraz częściej bowiem w praktyce obrotu handlowego można spotkać się ze składaniem oświadczeń przez inny podmiot (zwłaszcza z grupy kapitałowej kontrahenta), że zapłaci jego zobowiązania, jeżeli kontrahent tego nie zrobi. Wydaje się, że z formalnego punktu widzenia wystarczy proste oświadczenie, byśmy mieli do czynienia z poręczeniem.
Przykład:
Spółka X zobowiązuje się do zapłaty wszelkich nieuregulowanych faktur od spółki Y w przypadku, gdy spółka Z nie będzie w stanie ich spłacić.
No i niby ładnie, jednoznacznie i klarownie. Przede wszystkim prosto i krótko – tak, jak lubią przedsiębiorcy. Bo biznes czeka. I jeszcze po angielsku, bo to przecież poważna międzynarodowa grupa kapitałowa. Od razu miłe ciepełko na sercu wierzyciela się rozlewa – już ma poczucie, że swoje pieniądze może uzyskać nie od jednego, a od dwóch podmiotów.
Prawda jest taka, że papier wszystko przyjmie, ale nie ma tutaj mowy o skutecznym i pewnym poręczeniu w rozumieniu prawa. A wierzyciel realizuje dostawy w błogiej tego nieświadomości. Dlaczego tak jest?
W przeciwnym wypadku poręczenie będzie nieskuteczne – czyli jak w przywołanym przypadku. Oznacza to, że poręczyciel nie będzie odpowiadał za żadną fakturę dla dłużnika dotyczącą transakcji zawartych po poręczeniu. Koniecznie trzeba zatem oznaczać „próg” poręczenia, najlepiej z odpowiednią „górką” uwzględniającą przewidywany wolumen dostaw.
Do tego terminu poręczyciel będzie odpowiadał za płatności z przyszłych zamówień. Gdy z kolei tego zabraknie, poręczyciel widząc narastający dług będzie mógł bez konsekwencji wycofać się z poręczenia za przyszłe transakcje.
Pozwoli to uniknąć innych wątpliwości dotyczących m.in. zasad zwracania się do poręczyciela o zapłatę, gdy po dłużniku głównym ani widu ani słychu, warunków płatności, czy odpowiedzialności poręczyciela za koszty związane z windykacją, w tym sądową.
Jak widać, proste rozwiązanie nie oznacza „prostackie” i warto te podstawowe reguły sobie przyswoić. Tzw. chłopski rozum nie wystarczy w przypadku poręczenia. A błąd na pozornej „drobnostce” często boli niczym przywalenie małym palcem u stopy w twardy, dębowy mebel.
Zespół naszych specjalistów chętnie pomoże Ci w odpowiednim zabezpieczeniu Twoich interesów.